ODSAMORZĄDOWIĆ SZKOŁĘ! – rekomendacje rewolucyjnych (ale bardzo potrzebnych!) zmian
Uwolnić szkoły od administracji samorządowej.
Dlaczego? Bo to zawsze będzie zależność od polityki i od miejscowych układów. Wójt może bez problemu odwołać dobrego, ale mało dla niego wygodnego dyrektora i przeforsować na to stanowisko posłuszną miernotę – konkursy często są z góry ustawione pod konkretna osobę. Pracodawcą nauczycieli jest dyrektor szkoły, ale on z kolei zależy od burmistrza, który dzięki temu może manipulować kadrami w podległych mu szkołach.
Wójt może nakazać zwiększenie liczby uczniów w klasach albo zmniejszenie liczby sal lekcyjnych i szkoła musi tego rodzaju polecenia wykonywać. I gdzie tu są warunki do rozwoju własnej inicjatywy nauczycieli? Ile mają do powiedzenia rodzice? W ten sposób aktywność nauczycieli jest tłumiona, a nie rozwijana!
Proponuję zatem przekazać wszystkie placówki edukacyjne niezależnym podmiotom – stowarzyszeniom, fundacjom, spółkom, zgromadzeniom, ale także uczelniom, firmom (szkoły zawodowe) oraz osobom fizycznym. I zapewnić im pełną swobodę działania. Bezpośredni nadzór nad działalnością placówki edukacyjnej dyrektora i nauczycieli powinna pełnić – nazwijmy roboczo – rada społeczna – ciało powoływane przez organ który podpisał stosowną umowę o przekazaniu szkoły.
Tworzyć ją powinni przedstawiciele: organu samorządowego, lokalnej społeczności, rodziców, a także nauczycieli, czyli ci wszyscy, którzy mają codzienny kontakt ze szkołą, dzięki czemu znają ją nie tylko od strony formalnej, ale przede wszystkim tej codziennej.
Dla takiego organu społecznego najważniejsze będzie dobro szkoły i jej uczniów. Natomiast dla organu administracyjnego zawsze liczyć się będą zapisy w dokumentacji
i statystyki. Bo co innego można sprawdzać, mając ze szkołą tylko kontakt okazjonalny?
W szkole uspołecznionej i (tak ją dla uproszczenia nazwijmy), nie ma sztywno określonych limitów pensum dydaktycznego oraz płacowych. O tym, ile godzin pracy tygodniowo obowiązuje nauczyciela, decyduje dyrektor w porozumieniu z rada społeczną – zgodnie z potrzebami szkoły. Przykładowo matematyk będzie realizować 28 godzin w tygodniu, bo tyle akurat jest do obsadzenia. A historyk 22 godziny, bo więcej w tej szkole nie ma (ale za to będzie mieć większe niż matematyk obowiązki pozadydaktyczne).
O płacach również powinien decydować dyrektor pod nadzorem rady społecznej – czyli reprezentantów tych, którzy najlepiej wiedzą, kto powinien otrzymywać wyższą lub niższą płacę za jakość kształcenia. Bo tylko takie kryterium funkcjonuje wtedy, gdy nie obowiązują narzucone zewnętrznie tabele płacowe uwzględniające staż i wykształcenie – przecież nie zawsze starszy nauczyciel pracuje lepiej (zjawisko wypalenia). Podobnie to, że ktoś jest dyplomowanym pedagogiem, nie oznacza, że bardziej przykłada się do pracy z uczniami niż nauczyciel mianowany czy kontraktowy (na ogół ci ostatni szczególnie się starają, bo bardzo im zależy
na stałej pracy).
W takim systemie nauczyciele, rozliczani przez radę szkoły z autentycznej pracy
(a nie z jakości prowadzonej dokumentacji), skierują całą swą aktywność pedagogiczną na poszukiwanie najlepszych rozwiązań metodycznych i wychowawczych, wyzwolą w pełni swoją kreatywność, będą w naturalny (a nie formalny) sposób stymulowani do doskonalenia zawodowego.
Rola państwa
W zdecentralizowanym społecznie (a nie administracyjnie, jak dzisiaj) systemie oświaty państwo – konstytucyjnie odpowiedzialne za stan edukacji w kraju – powinno spełniać następujące zadania:
- wyznaczanie ogólnych kierunków polityki oświatowej;
- finansowanie systemu oświatowego;
- określanie i egzekwowanie minimalnych wymogów obowiązujących wszystkie placówki edukacyjne: postawę programową wyznaczającą porównywalne standardy jakości kształcenia, jednolity system kwalifikacji nauczycieli oraz oceniania
i promowania uczniów itp. ale bez regulacji, czy w szkole wolno mówić o pigułce antykoncepcyjnej, albo jakie osoby i organizacje pozarządowe mogą wejść do szkoły – niech decydują o tym w szkole, zgodnie z wolą rodziców; - organizowanie egzaminów zewnętrznych (bo one jednak są potrzebne);
- organizowanie systemu doradztwa i doskonalenia nauczycieli tudzież pomocy
dla szkół, które potrzebują programu naprawczego (taki system dziś de facto w Polsce nie istnieje).
Nadzór nad przestrzeganiem szeroko rozumianego prawa powinna spełniać instytucja gromadząca niezależnych ekspertów w różnych dziedzinach dotyczących placówek edukacyjnych – pedagogicznej, ale również finansowej, w zakresie higieny szkolnej i innych. Zdaniem ekspertów byłoby przygotowywanie fachowych raportów o tym, jak funkcjonuje cały system edukacji (dla władz państwa) oraz poszczególne placówki (dla organów prowadzących, a także dla rodziców i nauczycieli). Powołanie takiej instytucji spowodowałoby likwidację kuratoriów oświaty – organu typowo biurokratycznego. Podstawowym jednak zdaniem centralnych władz państwowych powinno być tworzenie warunków do rozwoju edukacji w państwie. Trzeba zacząć od śmiałych decyzji uwalniających szkołę i nauczycieli
od formalnych zależności i biurokracji.
Taki system już się tworzy
Przedstawiona propozycja przekazania placówek edukacyjnych podmiotom społecznym i uniezależnienia ich od lokalnych i centralnych układów politycznych już
się dokonuje. I chodzi tu nie tylko o placówki prywatne – samorządy coraz częściej przekazują szkoły podmiotom społecznym. W gminie Jarocin postąpiono tak ze wszystkimi placówkami oświatowymi. I nie są to bynajmniej placówki komercyjne, płatne. W Chojnicach burmistrz przekazał spółce przedszkola. Rodzice płacą mniej niż wtedy, gdy te placówki były samorządowe.
Coraz powszechniej placówki edukacyjne tworzone są przez szkoły wyższe. Taka placówka przy wydziale pedagogiki czy psychologii może znakomicie nawiązywać do idei szkół ćwiczeń przy liceach pedagogicznych. Wójt gminy Mieścisko (powiat wągrowiecki)
z własnej inicjatywy przekazał Gnieźnieńskiej Szkole Wyższej Milenium szkołę w Popowie Kościelnym. Nie był w stanie jej utrzymać, mając przy ok. 50 uczniach bardzo niską subwencję. Po dwóch latach od „odsamorządowienia” szkoły, naukę pobiera tam o 30% uczniów więcej, w zdecydowanie lepszych warunkach i pod opieką starannie dobranych nauczycieli.
„Odsamorządowienie” szkół pozytywnie oceniała Najwyższa Izba Kontroli Badania tego zjawiska ujawniły, że w latach 2008 – 2012 ogółem gminy zlikwidowały 856 szkół podstawowych i 88 gimnazjów. Okazało się, że warunki nauki przenoszonych uczniów nie tylko się nie pogorszyły, ale w wielu wypadkach nawet uległy poprawie. Stwierdzono
też, że dla rodziców i uczniów procedura przebiegała praktycznie niezauważalnie, ponieważ szkoła pozostała w tym samym miejscu (https://www.nik.gov.pl/aktualności/nik-o-likwidacji-szkol.html,dostęp: 22.06.2015 r.)
Ale chodzi nie tylko o warunki i procedury. Kto miał kontakt ze szkołą społeczną
lub prywatną, ten zauważył, ze wśród uczniów, jaki i nauczycieli panuje bardzo pozytywna atmosfera, zupełnie inna niż w większości placówek publicznych. Bo w takiej uwolnionej szkole najlepiej czują się ci nauczyciele, którzy są entuzjastami swojego zawodu, jako
że jedynym ograniczeniem ich aktywności mogą być finanse. Ale jeśli taki nauczyciel jest wielkim pasjonatem, to i z tym sobie poradzi. I nie będzie mu przeszkadzać większa niż
w szkole samorządowej liczba godzin pracy, bo on w pracy z uczniami dobrze się czuje, spełnia się w niej. W takiej szkole nie ma natomiast miejsca dla nauczycieli sfrustrowanych, niecierpliwie wyczekujących ostatniego dzwonka i emerytury….
Tak uwolniona szkoła przestaje być zakładem pracy dla nauczyciela, a staje
się placówką, w której rozwój osobowości uczniów i przygotowywanie ich do życia w XXI w. są celem najważniejszym. Wielkim atutem szkoły społecznej i prywatnej bowiem jest możliwość manewrowania kadrami, łatwego pozbywania się kiepskich pedagogów – nawet więc tacy starają się znacznie bardziej, niż robiliby to w szkole publicznej, bo inaczej
nie utrzymają się w pracy.
Na marginesie tego zjawiska podzielę się spostrzeżeniem z pracy na uniwersytecie
i w uczelni niepublicznej – ten sam profesor, który na wykładzie na uniwersytecie czytał
ze slajdów albo wręcz z kartek, w uczelni niepublicznej bardzo się starał prowadzić interesujące, aktywizujące wykłady, bo wiedział, że jeśli w ankietach ewaluacyjnych wypadnie źle, straci pracę – co się nie zdarza na uniwersytecie, gdzie jest mianowany. W ten właśnie sposób, z inicjatywy samych nauczycieli, zaczyna się autentyczne unowocześnianie edukacji. Zmiana oddolna, a więc najskuteczniejsza.
Refleksja na zakończenie
Możliwość przekazania placówek edukacyjnych podmiotom niepublicznym już istnieje, chodzi jednak o zmianę systemową – oddanie wszystkich placówek oświatowych tym, którzy chcą je prowadzić, stworzenie systemu zachęt, uproszczenia proceduralne itp.
Nie oznacza to bynajmniej prywatyzacji szkolnictwa. Owszem, sektor szkół prywatnych,
w którym rodzice płaca czesne, będzie istniał nadal. Jednak zdecydowana większość placówek edukacyjnych po ich przyjęciu przez podmioty pozarządowe nadal będzie mieć status instytucji uspołecznionej i bezpłatnej.
Mam świadomość kontrowersyjności tego projektu, wszak tradycje szkolnictwa powszechnie prowadzonego przez organy administracyjne są w Polsce bardzo głębokie, sięgają jeszcze czasów rozbiorowych. Propozycja ta wynika z moich wieloletnich doświadczeń
i dogłębnej znajomości obecnej sytuacji w naszej oświacie. To naprawdę jest zapaść!
Przy takim poziome edukacji luka technologiczna będzie się wciąż powiększać.
Czy jest to projekt doskonały? Oczywiście nie, bo takich nie ma, zawsze można znaleźć jakieś słabe strony. Rzecz jednak w tym, aby poszukiwać, tworzyć i wdrażać nowe projekty,
a nie ograniczać się tylko do narzekania i krytykowania..
W literaturze, zarówno naukowej, jak i publicystycznej, ukazuje się ostatnio sporo tekstów, których autorzy diagnozują – na ogół krytycznie – sytuację w polskiej oświacie,
ale niczego nie proponują, nie przedstawiają żadnego pomysłu na zmianę. Politycy z kolei co rusz organizują debaty, powołują doradców, ekspertów itp., którzy wyrażają swoje opinie
i rady. Gorzej jednak z podejmowaniem decyzji i przekładaniem tego na konkretne działania. A czas leci, kolejne generacje polskiej młodzieży kształci szkoła korzeniami sięgająca wieku XIX.
A co Ty myślisz o tych zmianach?
Napiszcie do nas: gniezno@sdmo.edu.pl
– bardzo mi na tym zależy, zwłaszcza na opiniach dyrektorów szkół, nauczycieli i rodziców